środa, 2 października 2013

#46 o 115


Autobus przyjechał i nie odjechał ;-)
Jednak niejednokrotnie zdarzało się, że kiedy przychodziliśmy 10 minut przed czasem to musieliśmy czekać ze 20 ponadprogramowo a jak przychodziliśmy 2-3 minuty przed, to z rozpaczą obserwowaliśmy odjeżdżający autobus (to uczucie znajduje się w mojej 10 najgorszych uczuć na świecie...).

Załamała mnie informacja, że w czwartki będę musiała chodzić na 11 i wracać o 21 (z ewentualna przerwą między 13 a 15 w ciągu której w zimie i tak nie będzie mi się opłacało jechać do domu)... Ach te kursy powtórkowe (nic tylko płakać)!

3 komentarze:

  1. Jestem po prostu zafascynowana Twoim blogiem. Genialne obrazki z tak bardzo bliskim mi przesłaniem. Ach, te autobusy... Mieszkam w wielkie dziurze, do szkoły dojeżdżam 40 min, autobus mam co półtora godziny, także okropna męczarnia, a jak zwieje to w ogóle szkoda gadać. Zawsze jest dokładnie tak jak mówisz: przyjdziesz wcześniej, to się spóźnia, przyjdziesz później, to jest prędzej. Co za logika! Pozdrawiam ; *
    cats-dashes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My mamy co 10 minut no ale cóż, wychodząc z domu godzinę przed zajęciami (autobus na miejsce jedzie tylko 15 minut) nie mamy żadnej pewności, że zdążymy na wykłady... Współczuje Ci rozkładu! Zimą to dopiero musi być tragedia...

      Usuń
    2. Tak, zimą to autobus albo nie przyjedzie, albo też spóźni się 40 min. Co tu robić? Czekać, bo mu odbije i jednak przyjedzie, czy iść do domu? Przed takim dylematem stanęłam w zeszłym roku dwa razy, w tym jeszcze zobaczymy. Co do kotów, to nie wygląda to tak, że ich nienawidzę, bo lubię przytulać i głaskać te małe futrzaki. Tym bardziej, że mój chłopak ma aż trzy, więc trudno się od nich odpędzić. Tylko tak jak to powiedziałaś, dużo zależy od ich stosunku czy jakiś tam swoich humorków itd. Dziękuję za tak miły komentarz. Postanowiłam tu zaglądać i możesz liczyć na to, że jeszcze nie raz się odezwę. Dodaję do obserwowanych. Dobranoc ; *

      Usuń