Zwykle nie pijam kawy ale czasem mam takie "fazy" że po prostu muszę polecieć po dużą latte (szczególnie podczas "happy hours", szczególnie z syropem kokosowym). To był jeden z takich dni... W dodatku mój ulubiony lokal był zamknięty. Skusił mnie jeden z politechnicznych automatów - Karol wziął czekoladę i faktycznie, kubki były duuże a w dodatku był to jedyny automat (przynajmniej w pobliżu), który oferował latte...
Cóż, nie pamiętam, żebym wcześniej przeżyła takiego zonka...
Tak na prawdę to jest historia sprzed jakiegoś czasu, ale przypomniało mi się, że miałam ją narysować, kiedy wczoraj wycieńczona paroma godzinami wykładów i z perspektywą przesiedzenia jeszcze kilku godzin na uczelni zapragnęłam kupić Sprite'a - oczywiście zakończyło się to niepowodzeniem, bo najwidoczniej mój napój uznał wpadnięcie wgłąb maszyny (zamiast do dziury, z której mogłabym go wyciągnąć) za zabawniejsze.
Nie wiem, czy tylko ja mam takiego pecha?
*Dziś narysowałam nawet jakieś pseudo-cienie, żeby nie było :3